Hehe, pojechaliśmy oglądać auta (Nissany Primera – niestety jeden za mocny [140 KM, na co nam tyle?], a drugi za drogi; w komisach nic ciekawego), po drodze zahaczając o jedną z galeryj. Efekt był taki, że kupiliśmy sobie po parze butów.
A wieczorem imprezka urodzinowa z Osadnikami z Catanu (i znajomymi). Do upadłego. Team Mąż+Żona prawie wygrał. Ustanowiliśmy remis i z ulgą zakończyliśmy po tym, jak dywersant J. wylał sok na planszę. A już ich prawie mieliśmy w garści.
Jeszcze rano Grzegorza Jana wychrzczono. Spokojny koleś taki, ale nie jemu jednemu chciało się spać o tej godzinie. Grzegorzu, rośnij zdrowo i strzelaj kupy w pieluchy radośnie i celnie!
No comments:
Post a Comment